Pracowałam kiedyś z dziewczyną, która w mojej ocenie miała
bardzo tradycyjną i też taką, powiedziałabym, wtłaczającą człowieka w jakieś sztywne
i z góry określone ramy – wizję rodziny (łącznie z tym, że po ślubie trzeba
obciąć włosy). Ja wizji rodziny nie miałam wtedy w ogóle, a i włosy miałam
krótkie ;)
Wydaje mi się, że na początku naszej wspólnej pracy ona patrzyła na
mnie (osobę niezamężną i nie marzącą o dzieciach) z lekką pogardą, a w
najlepszym razie z góry, ja na nią z kolei z politowaniem. Ja zbywałam milczeniem jej opowieści o obiadkach u
teściowej, ona pobłażliwymi uśmiechami moje opowieści o przygodach z
koleżankami.
Nazwijmy tę osobę K.
Kiedy K. zaszła w ciążę chodziła do
pracy do 8 miesiąca włącznie. Była w tym czasie prześladowana przez inną
dziewczynę, której w ciąży nikt w pracy nie widział, gdyż (jak wiele innych
osób u nas, żeby nie powiedzieć większość) poszła na zwolnienie lekarskie
następnego dnia po zapłodnieniu. Dodam w tym miejscu, że ta osoba nie ukrywała,
że wykorzystała okazję, nie mając ku temu szczególnych wskazań. K. nie
traktowała ciąży jak choroby i nie uległa!
Mi to z kolei uświadomiło, że jej
postawa ma też wpływ na moje życie. Bo oczywiście wszyscy chcą, aby był
przyrost naturalny, ale z drugiej strony nie mówi się o sytuacji młodych kobiet
na rynku pracy. Nie mówi się głośno o tym, że pracodawcy boją się je zatrudniać
z obawy, że jak zajdą w jedną ciążę, a potem w kolejną to tyle ich widzieli w
pracy.
K. wróciła do pracy dość szybko, dokładnie tak, jak
zaplanowała.
Trochę mi było smutno wtedy, bo musiałam przestać pracować z
inną K., którą ogromnie polubiłam i w tym miejscu gorąco pozdrawiam!!!
Był to pierwszy rok, kiedy pojawiły się u nas urlopy tzw. tacierzyńskie.
Mąż K. wziął taki urlop, aby opiekować się dzieckiem, kiedy żona wróci do
pracy. K. nie wydzwaniała do niego co 10 minut. Więcej - ona prawie w ogóle nie
dzwoniła, wychodząc ze słusznego założenia, że ma mądrego i pełnosprawnego męża,
którego opieka nad własnym dzieckiem nie przerośnie.
Mam też inną koleżankę, która ma mocno (dla mnie nieraz
szokująco mocno) feministyczne poglądy, ale jej mąż nie wziął urlopu
ojcowskiego (w obu przypadkach mówimy o tych pierwszych, dwutygodniowych zaledwie
urlopach). Nie poszedł na ten urlop, jak mi wytłumaczono, ze względów
finansowych (bo on więcej zarabia). Tyle, że on zawsze będzie więcej zarabiał,
bo jeśli nie będziemy z takich praw korzystać to sytuacja mężczyzn będzie nadal nieporównanie lepsza na rynku pracy.
Dla mnie przykre, w porównaniu tych sytuacji, jest to, że te dwie rodziny dzieli
przepaść finansowa tzn. jeśli ktoś miałby się martwić obniżeniem (przez te 2
tygodnie) dochodów to już raczej K.
Dodam, że K. potrafiła (co mi zawsze imponowało) walczyć o
podwyżki, o sprawiedliwe traktowanie i niezwykle rzadko chodziła na zwolnienia.
Dziękuję Ci K. za Twoją postawę. Jesteś moją bohaterką!
Jesteś kobietą, która swoją postawą zmienia świat. Ja wierzę w siłę działań w
mikroskali i w uświadamianie ludzi w zwykłych, codziennych sytuacjach.
Pamiętam, jak na jednym szkoleniu prowadzący zrobił przerwę
i zaproponował: To może teraz dziewczyny zrobią herbatkę. Natychmiast
zapytałam: a dlaczego dziewczyny? Zmieszał się strasznie, ale i zreflektował, zaczął pytać kto co pije i sam zrobił herbatkę (koniec końców byliśmy na jego
terenie). To było banalne pytanie, ale myślę, że po tym pytaniu już nie rzucał w eter takich propozycji.
Kiedy byłam na innym szkoleniu mieliśmy się podzielić na
grupy, wybrać lidera i coś tam razem stworzyć. W mojej grupie było 5 kobiet i 1
mężczyzna. Któraś z pań zaproponowała, że może pan zostanie liderem, bo jest
pan tu takim rodzynkiem. Pan się uśmiechnął, ale zanim zdążył coś odpowiedzieć,
ja powiedziałam, że się nie zgadzam. Wszyscy na mnie spojrzeli, a ja
powtórzyłam: nie zgadzam się, aby ktoś tylko ze względu na to, że jest
mężczyzną został liderem grupy. Czułam, że paniom otworzyły się oczy i
wszystkie zagłosowały na mnie. Pan nie, ale też nie miał na kogo innego
zagłosować i miał potem focha. No! Sorry!
Pamiętam też jeszcze jedną sytuację z pracy, kiedy do
naszego pokoju przyszedł kolega ze swoim znajomym, który chciał świadczyć
przewóz lotniczy, ale nie wiedział od czego ma zacząć. Wraz z moją koleżanką
wszystko, po kolei im wytłumaczyłyśmy, na co ten nasz kolega powiedział: widzisz
dziewczyny fajne i miłe i już wszystko wiesz. I też zareagowałam, że dziewczyny
nie fajne, a profesjonalne i to dlatego wiecie już co i jak!
Ta historia z kolei
przypomina mi o A. dla której dzieci były najpierw, a potem dopiero inne plany,
dlatego też A. robiła aplikację mając już dwoje dzieci. A. wstawała o 4 rano,
aby się uczyć, a potem wyprawić dzieci do szkoły i przyjechać do pracy.
Za swoją postawę w obronie koleżanki gnębionej
przez przełożonego, A. nie dostała stanowiska, które się jej słusznie należało (dostał
je ktoś, dzięki komu z tego wydziału odeszli w zeszłym roku wszyscy… odeszła
nawet osoba, która przyszła od października na moje miejsce).
Również A. jest moją bohaterką, a dzięki rozmowom z nią
nigdy nie zrezygnuję z mojego nazwiska i odradzam to moim koleżankom
wychodzącym za mąż.
W naszym społeczeństwie wyjątkowo trudno jest być singlem, bo wybór, że wolę być szczęśliwa sama, niż nieszczęśliwa we dwoje, albo że nie chcę mieć dzieci - nie są wyborami powszechnie akceptowanymi. Zawsze człowiek naraża się
na spotkaniach rodzinnych na strzał: a ty kiedy wychodzisz za mąż? Kiedy dziecko? Oczywiście, ci, którzy z troską te pytania zadają nie zapytają nigdy: jak tam w pracy, bo jeszcze by się okazało, że awans, albo co gorsza podwyżka.
Zresztą nie zawsze jest to wybór, ja np. wcale nie chciałam być sama, ale tak mi się życie ułożyło, że długo byłam. Myślę, że umiejętność bycia szczęśliwą wiąże się z umiejętnością podejmowania właściwych decyzji. Czasem taką decyzją jest decyzja, że z tym człowiekiem nie mogę być. A to nie jest łatwa decyzja.
Bohaterkami są więc też moje przyjaciółki bez mężów i dzieci, albo z mężami, a bez dzieci, albo z dziećmi, a bez mężów (😃). Kobiety, które doskonale sobie radzą, które odnoszą sukcesy w swoich dziedzinach i realizują się: i w pracy, i hobby. Które mają odwagę samotnie przemierzać świat i się go nie boją. Są mądre, zaradne, wykształcone i silne.
Potrafią być szlachetnymi osobami w życiu codziennym, mają
odwagę stanąć po stronie prawdy lub w czyjejś obronie, ale są też bohaterkami we własnych domach: potrafią kolanko w
zlewie wymienić i żyrandol powiesić, i jeszcze tartę upieką.
Kocham Was dziewczyny i już nie mogę się doczekać naszych
spotkań!!!
Przepraszam, że nie wspominam szczegółów wielu innych przykładów bohaterstwa na co dzień kobiet z mojego otoczenia. Nie jestem w stanie opisać wszystkiego, co mi się w tej chwili po kolei
przypomina, bo i tak już dużo napisałam.
Czasem nie potrafię się odnaleźć w
hasłach z Manify i dlatego chciałabym dzisiaj docenić, te codzienne akty walki
o prawa i szacunek dla siebie.
Jednocześnie dziękuję osobom, które odnajdują się w działaniach
w makroskali, organizują i chodzą na protesty, Manify itp. Wszystkie te
działania są nam potrzebne zarówno małe, jak i duże.
Wszystkie jesteście wspaniałe dziewczyny i bardzo Was
szanuję.
Miłego świętowania!
p.s.
dla najwytrwalszych załączam
obrazek, który mnie bardzo śmieszy. Można powiedzieć, że to też w temacie
szacunku dla własnej pracy ;)