Dzisiaj nie będzie na wesoło. Długo zastanawiałam się, czy o tym pisać. Czy
warto odczarowywać „magię” świąt tuż przed świętami, albo robić z siebie
bidulkę. Chcę Was o coś jednak poprosić pokazując mój przykład (prośba jest na
końcu).
Od 9 lat mam taką sytuację rodzinną, że nie mogę spędzać Świąt z moimi
rodzicami, ani rodzeństwem, bo mieszkają za granicą. Spędzam je w domu babci, z
Babcią i rodziną cioci. Na początku byłam z tego zadowolona, bo było całkiem
przyjemnie. Pamiętam moje pierwsze Święta po przyjeździe ze Stanów. Zaczęłam
pracę w grudniu, nie miałam urlopu, więc pracowałam w Wigilię, na szczęście zdążyłam na kolację 250 km dalej! Nie mogłam tamtego roku
wziąć udziału w przygotowaniach, za to zrobiłam wszystkim prezenty. Sama prezentu
nie dostałam, ale wtedy w ogóle mi to nie przeszkadzało. Cieszyłam się, że mam
rodzinę i to było dla mnie prezentem. Byłam szczęśliwa i wdzięczna, za ten
wspólny czas.
W kolejnych latach kontynuowałam robienie prezentów dla wszystkich, a
wszyscy kontynuowali nie robienie ich dla mnie.
Z kolei do wujka, który spędzał Wigilię u siebie w domu dzwoniłam z
życzeniami w Boże Narodzenie. Zawsze odbierała moja siostra cioteczna. Dorośli
nigdy. Jeśli tej dziewczynki nie było w domu – telefonu nie odbierano. W
zeszłym roku przestałam dzwonić.
Nie jestem też zapraszana przez ciocię, ani wujka na kolejne dni świąt.
Czasem zapraszał mnie mój brat cioteczny i to było b. fajne i bardzo te
zaproszenia doceniam.
Po trzech, może czterech latach, zaczęłam czuć, że jest mi dziwnie
nieprzyjemnie. Takie uczucie, że choć nie robię nic nadzwyczajnego to jakoś
przeszkadzam. Nie wiem, czy znacie wrażenie bycia niewidzialnym? Niby jesteś w
towarzystwie, ale nikt cię o nic nie zapyta, nikt nic do ciebie nie powie, jak
ty coś powiesz, to się okazuje, że i tak rozmowa już toczy się gdzie indziej.
Wyczuwałam napięcie. Mam wrażenie, że oni się boją. Boją się,
że kiedy nie będzie Babci to będą musieli mnie zapraszać na Wigilię, bo jestem
sama i na wszelki wypadek już teraz wolą zwiększyć dystans. Nie wiedzą jednak,
że już dawno – tzn. wtedy, kiedy uświadomiłam sobie, dlaczego tak dziwnie się
czuję i skąd u nich to napięcie – postanowiłam, że jak się skończy formuła świąt z Babcią to ja nie będę
przyjeżdżała.
W zeszłym roku na Święta przyjechał T. Mamy tutaj taki zwyczaj, że w
Wigilię przychodzimy wcześniej do Babci i lepimy razem pierogi. Nas dość
nieprzyjemnie odpędzono od stołu, nie chciano naszej pomocy. Przez kilka
godzin, które tam spędziliśmy nikt się do T. nie odezwał. Ja się starałam zagajać
jakieś tematy, ale poza odpowiadaniem krótko na moje pytania w stylu
tak/nie/nie wiem – też nic. Rozumiem, że bariera językowa może usztywniać
kontakt, ale były też osoby, które znają dobrze angielski – one wykazały się
„hi” i „bye”. Towarzystwo się nieco rozkręciło kiedy T. zaproponował otworzenie
prezentów, a ja dostałam plik zdjęć od początku naszej znajomości. Trochę więc
wujek go zagadnął o rybach w Szwecji, bo były zdjęcia z naszych połowów.
Wtedy też kuzyn poszedł do auta i przyniósł dla nas czekoladki. Rozumiem,
że nie mogły od razu leżeć pod choinką, bo na wszelki wypadek, gdybyśmy nic nie
mieli dla nich - to oni też by nam tych czekoladek nie musieli dawać.
Miesiąc temu ciocia podarowała mi pościel; tzn. nie dała jej mi, tylko zostawiła u Babci. Zadzwoniłam podziękować i zapytałam z jakiej to okazji.
Powiedziała, że ja ich zawsze zaskakuję prezentami pod choinką (uściślając - 9 lat z
rzędu ich zaskakuję), a ona jak wszyscy wiedzą nie ma zwyczaju
dawać prezentów w święta, więc daje mi teraz (czyli rok po świętach). W sumie
fajnie, pościel jest ładna. Przekaz zrozumiałam.
W tym roku Babcia jest chora. Trudno powiedzieć, czy jej się poprawi do świąt. Wczoraj rozmawiałyśmy z wujkiem (tzn. ja i Babcia), który powiedział, że
jak babcia będzie „w takim stanie to ciotka ma 6 osób, to zrobi Wigilię dla
swojej rodziny, ty mamo pójdziesz do nas, no a Magda no… jest sama”. Ta „Magda” brała udział w tej rozmowie trzech osób – trudno w takim
tłumie jej nie zauważyć, ale nic to – on zorganizował mi Święta – ja będę sama.
Mógł przynajmniej z grzeczności jakoś tak zupełnie niezobowiązująco mnie
zaprosić… Chociaż z drugiej strony… ja go trochę jednak rozumiem - nie miał
pewności, czy odmówię, więc po ludzku się bał...
Magda akurat nie będzie sama, tylko będzie z T., a to był przykład chrześcijańskiej miłości bliźniego dla zaawansowanych. Bo jedną rzeczą
jest zostawianie pustego nakrycia dla potrzebującego, ale już zupełnie inną jest
przyjęcie tego potrzebującego.
Dodam, że to nie jest rodzina patologiczna w powszechnym tego słowa
znaczeniu: nie występuje problem uzależnień, wszyscy mają przyjemną pracę,
ładne ubrania, raczej nikomu nie brakuje pieniędzy, dodatkowo wszyscy wierzący
katolicy (ciocia nawet tak bardzo poważnie podchodzi do spraw wiary, że jak
wujek zadzwonił dzisiaj zapytać, czy mogłaby przyjść po południu do mamy
(Babcia leży od kilku dni i nie może chodzić), bo on jest od rana, ale musi
wyjść, a ja byłam wczoraj cały dzień – to powiedziała, że nie da rady, bo
ma na 19.00 rekolekcje!).
Trochę się poużalałam, ale nie proszę o współczucie, bo ono sprawiłoby mi
raczej przykrość, natomiast chciałam Was poprosić, że jeśli macie
kogoś takiego „na dostawkę” na Wigilii – to bądźcie dla niego mili, pogadajcie,
niech czuje się z Wami dobrze.
A jak ktoś nie chce być na dostawkę to niech wpada do nas. Będą
polsko-szwedzkie pyszności i nasze towarzystwo.
p.s.
Święta jednak odbyły się u Babci, czułam się znacznie przyjemniej niż rok wcześniej, a T. miał wielu rozmówców. Może choroba Buni i rozwód mojego brata ciotecznego uświadomiły nam wszystkim jak ulotne są to chwile i jak niewiele brakuje, aby się skończyły.