Szwecja, emigracja, północ, Piteå, Norrbotten, Laponia

środa, 31 stycznia 2018

Szczerość jest przereklamowana

Powiem Wam, że ze szczerością trzeba uważać. Wczoraj na przykład postanowiłam być szczera z moją nauczycielką i dzisiaj czuję od dawna nie odczuwane ściśnięcie w tzw. dołku.

Otóż poszło o to, że spóźniam się do szkoły. Nie jakoś tam dużo, ale 10-15 minut codziennie. 

Żeby była jasność - mojej nauczycielce to nie przeszkadzało - to ja sama podniosłam temat. Dzień wcześniej spóźniłam się jak zwykle. Pod koniec lekcji mieliśmy gości, którzy nam opowiadali o tutejszym rynku pracy i podkreślali, że to bardzo ważne, aby być punktualnym i wtedy ta nauczycielka wypaliła, że dzisiaj tylko dwóch jej uczniów przyszło punktualnie i tylko oni utrzymaliby się w pracy, bo to takie ważne w tej Szwecji, aby być punktualnym.

Wkurzyłam się, bo to, że ja się spóźniam wynika nie tylko z moich naturalnych skłonności, ale też z tego, co jest tutaj przyjęte. I na przykład tego dnia kiedy mieliśmy to spotkanie, przyszłam 10 min. po czasie, ALE... wiecie co robiliśmy przez następne 20 minut??? Czekaliśmy na tych pozostałych, którzy postanowili przyjść jeszcze później niż ja. Prowadziliśmy takie oto konwersacje: czy ktoś wie, czy Ruth dzisiaj przyjdzie? - Tak, widziałam ją jadąc autobusem jak szła; - A kontaktował się z kimś Ismael? - Nie, ale on często przychodzi później, więc pewnie zaraz dotrze; - A co z Żaną, ma ktoś z nią kontakt?

I tak jest codziennie.

Na początku przychodziłam punktualnie, ale co dostawałam w zamian? Karę! Czekanie przez ok. 1/2 godziny na pozostałych, którzy nie przyszli punktualnie. Szybko doszłam więc do wniosku, że jeśli mam siedzieć w szkole i się nudzić - to ja się wolę nudzić w domu, popijając kawkę i po prostu przychodzić później, tym samym krócej czekać na innych i nie przejmować się czasem.

Wczoraj podzieliłam się moją refleksją o nudzie z nauczycielką i powiedziałam, że chciałabym, abyśmy zaczynali jednak punktualnie, bo gdybym wiedziała, że lekcja zacznie się o godzinie przewidzianej w grafiku - to byłabym o właściwym czasie w szkole, ale jeżeli wiem, że będę miziać palcem po komórce - nudząc się - to nie mam żadnej motywacji, aby przyjść punktualnie. Koleżanka mnie poparła (jedna z tych dwóch, co czekają całe te pół godziny codziennie) i powiedziała, że właśnie! Po co czekać? Zaczynamy to zaczynamy! Jak ktoś przyjdzie w połowie to jego problem.

I niestety tym samym podcięłam wczoraj gałąź relaksu i nonszalancji względem czasu, na której sobie wygodnie, od wielu miesięcy siedziałam...

Teraz mam jeszcze dwie godziny do lekcji, a już jestem gotowa i czuję lekki stres, żeby na pewno zdążyć, bo  skoro sama chciałam zaczynać o czasie, to nie mogę się już spóźniać. Nie będę mogła po drodze zapatrzeć się na piękno natury, przysiąść w zaspie i zrobić dla Was ładnego zdjęcia. Będę chodzić nerwowym krokiem zestresowanego człowieka z miasta.

I na co mi to było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz