Szwecja, emigracja, północ, Piteå, Norrbotten, Laponia

środa, 26 kwietnia 2017

Zła reklama-antybiotyki w mięsie

Przeglądając poniedziałkową, lokalną gazetę natknęłam się artykuł na dwie strony o polskim mięsie mielonym. Nie trzeba nawet dobrze znać szwedzkiego, aby zrozumieć mniej więcej nagłówek: antibiotika i polskt kött i szybko dojść do wniosku, że to może nie być tekst o sukcesie.

Szkoła podstawowa w Luleå (50 km od nas) kupiła mięso z Polski, licząc na spore oszczędności (w okresie roku prawie 1 000 000 kr na jednym tylko produkcie). Okazało się, że zawiera ono 12 razy więcej antybiotyków niż takie samo szwedzkie mięso mielone. Wszystko zgodnie z prawem, było prawidłowe zamówienie publiczne, dopuszczalny poziom antybiotyków w mięsie nie został przekroczony, a samo mięso nie zostało wycofane, będzie serwowane w szkolnej stołówce. Chodziło o zdrowie dzieci, z tego względu poświęcono importowi żywności z UE i spoza UE dwie strony w gazecie, choć krzykliwy nagłówek odnosił się tylko do Polski. Dwie strony to dużo. I duża szkoda, bo moim zdaniem nasz rynek ma wiele do zaoferowania, a teraz ma brzydką reklamę.

Fakt jest jednak faktem - w szwedzkim mięsie jest mniej antybiotyków... 12 x mniej...

Szwedzi w ogóle są bardzo ostrożni w kwestii spożywania leków, a zwłaszcza antybiotyków. Mają chyba większa świadomość, że jeżeli będą je brać przy każdej okazji to organizm się uodporni i może się okazać, że kiedyś nie zadziała lek w danej sytuacji konieczny. Tej kwestii w ww. artykule poświęcono też sporo miejsca.

Jak bardzo jest to ważne przekonałam się kilka lat temu, kiedy ciężko zachorowała moja kochana Mama, były tylko 2 antybiotyki, które mogły jej pomóc. Całe szczęście pierwszy podany okazał się celnym strzałem, bo mama była w takim stanie, że nie wiadomo, czy dałaby radę poczekać na efekty drugiego - w przypadku, gdyby pierwszy nie zadziałał.

Niedawno dowiedziałam się, że w Szwecji ani lekarze, ani weterynarze nie otrzymują żadnych profitów od firm farmaceutycznych, za przepisywanie ich leków. Są rozliczani z efektów swojej pracy, czyli z tego, czy pacjent wyzdrowiał. Tym samym nie mają żadnego celu w przepisywaniu niepotrzebnych leków ani ludziom, ani zwierzętom.

Jak tak sobie teraz o tym myślę, to działalność firm farmaceutycznych w Polsce to trochę taka działalność mafijna, rodem z Ojca chrzestnego - przysługa za przysługę. Ty przepiszesz nasze leki, my ci zorganizujemy wakacje. Aż dziw bierze, że żadnej zmianie w polityce: ani dobrej, ani złej to nie przeszkadzało i nie przeszkadza. Może TO jest też dobry cel, dla którego powinniśmy protestować, aby wymóc zmianę w prawie i zakazać tego podejrzanego procederu.

Chodzi o nasze zdrowie i o zaufanie do zawodu lekarza. Kiedy jesteśmy chorzy i w bezradności choroby zwracamy się o pomoc do specjalisty to dobrze jednak byłoby mieć zaufanie, że będzie on nas leczył, a nie wykorzystywał cynicznie naszą bezbronność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz