Są takie rzeczy na świecie, których nie sposób nie lubić. Są też takie, które kojarzą się z jakimś konkretnym miejscem i dobrymi czasami. Dla mnie i jedno, i drugie zamyka się w doskonałym kształcie koła:
Tymi dobrymi czasami są moje pobyty w USA, a żeby zabrzmiało jeszcze bardziej światowo - powiem, że jest to dla mnie smak Nowego Jorku! Pamiętam do dziś maleńką, śniadaniową knajpkę, w której jadłam je tam po raz pierwszy wraz z moją koleżanką Martą.
Potem wyskakiwałyśmy po nie głównie z mamą i siostrą. Kupowanie bajgli i wybieranie do nich pasty to jedna z tych małych, ale jakże ważnych dla zdrowia psychicznego, życiowych przyjemności.
Brakowało mi ich kiedy wróciłam ze Stanów. Po jakimś czasie pojawiły się w pierwszym w Polsce Starbucksie, a potem moja przyjaciółka odkryła je w piekarni, w Marks&Spencer.
Dziś natomiast - odnalazłam ten smak w małym, prowincjonalnym miasteczku Pitea, na samym końcu świata!
Wiosny może nie ma, ale życie stało się cokolwiek znośniejsze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz