Szwecja, emigracja, północ, Piteå, Norrbotten, Laponia

niedziela, 29 stycznia 2017

Jadę, jadę w świat sankami :)

Dzisiaj znów wybraliśmy się na sanki. Tym razem na dłużej, objechaliśmy całą zatokę. Zawsze wydawało mi się, że nad morzem jest lepiej latem, ale zima tutaj ma swój urok. Od dziś czynna też jest kawiarnia na brzegu!
Oto kilka naszych fotek:

Mapa pokazuje trasy
 


Miejsce dla tych, którzy chcą odpocząć lub schronić się przed wiatrem
A tutaj kilka ujęć lodu, za pierwszym razem ten widok potrafi przestraszyć, ale potem widzisz maszyny do odśnieżania i myślisz sobie: przecież nie jestem aż taka ciężka, skoro pod nimi nie pęka to może i pode mną wytrzyma.
Sanki niczym statek kosmiczny







tu widać nawet bąbelki powietrza


A to dzisiejsza perełka:



Widok takich pojazdów zaparkowanych przed domem też już mnie nie dziwi.




.

środa, 25 stycznia 2017

Spotkanie wspólnoty mieszkaniowej

Dzisiaj idziemy na spotkanie wspólnoty. Dostaliśmy rozliczenia finansowe za zeszły rok, a także „Instrukcję do mieszkania” (powinni ją byli przynieść pół roku temu kiedy T. się wprowadzał). Instrukcja omawia główne zasady obowiązujące na osiedlu. Poza tak przydatnymi, jak liczba i wielkość znajdujących się tu mieszkań – są też bardziej praktyczne rady:
  • co robić w przypadku, gdy chce się zorganizować przyjęcie (kogo poinformować, absolutnie nie włączać głośno muzyki, a jeśli ktoś hałasuje nocą, to aby najpierw pójść do niego, zapukać i porozmawiać z człowiekiem, a dopiero kiedy to nie przyniesie efektu – zadzwonić po policję);
  • w przypadku posiadania psa lub kota, należy bezwzględnie dbać o czystość, gdyż wiele osób jest uczulonych na te zwierzęta, jak również nigdy nie wyprowadzać psa bez smyczy (niezależnie w dzień, czy w nocy… zwłaszcza, że noce są tu dłuższe od dni);
  • jest wreszcie instrukcja do pralni (z jakich sprzętów się składa, jak rezerwować oraz żeby zawsze po sobie sprzątać np. czyścić filter w suszarce – to zdaje się jest jakiś problem, bo na suszarce też jest kartka przypominająca o tym obowiązku);
  • na parkingach dla mieszkańców są kable umożliwiające podłączenie do prądu i rozgrzanie silnika/akumulatora. Jest więc w „Instrukcji do mieszkania” instrukcja – jak długo rozgrzewać silnik auta w zależności od temperatury na zewnątrz (gdybyście też nie wiedzieli jak długo to robić załączam zdjęcie z „Instrukcji…” ute temperatur=temp. na zew., tim=godzina):


  • nasza wspólnota, jak się okazuje, ma zwyczaj, aby w czynie społecznym, raz w roku, wspólnie posprzątać osiedle, a potem pogadać z sąsiadami przy kawce (data zdaje się jest zmienna, bo nie podali);
  • za najbardziej przydatną informację uznaję omówienie zasad recyklingu, bo jak pierwszy raz poszłam wyrzucić śmieci to wyrzuciłam wszystko poza „ogólnymi” śmieciami ;)


O zasadach obowiązujących na osiedlu dowiedzieliśmy się co nieco także wcześniej, z kartki świątecznej od wspólnoty. Wtedy uświadomiono nas m. in.:
  • żeby nie wylewać tłuszczu do zlewu, bo zapychają się rury i że tłuszcz zamiast tego, należy wlewać do plastikowej butelki, a kiedy się zapełni wyrzucać do „ogólnych” śmieci; 
  • że w piwnicy w pralni jest skrzynka, do której należy wrzucać tematy do rozważenia na kolejnym spotkaniu zarządu; 
  • że nie ma „gospodarza domu” więc kiedy kto może i czuje potrzebę, niech odśnieża i posypuje piaskiem... T. na ten przykład – natychmiast po przeczytaniu kartki poczuł taką potrzebę – wstał, ubrał się i poszedł odśnieżać :)

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Ruch to zdrowie!

Przed moim wyjazdem stąd w grudniu - na zatoce tuż obok nas zrobiono ogromną ślizgawkę. Bałam się nawet patrzeć na wielkie spychacze, które jeździły po lodzie i odsuwały śnieg, już nie wspominając o wchodzeniu na lód. Było to w weekend po tygodniu, kiedy temp. była przez jakieś 2-3 dni na plusie. W kolejnym tygodniu temperatury w Pitea spadły i ogłoszono, że "ścieżka zdrowia" jest w tym roku już czynna i że władze miasta zachęcają do korzystania i ruchu na świeżym powietrzu. Mój kolega zażartował, że może na tym polega tajemnica małego zaludnienia tych rejonów - po prostu liczbę mieszkańców sprawdza się wiosną ;)
Zatoka wygląda jak ogromne jezioro, przy brzegach lód jest trochę popękany, ale kogo by to zraziło:
Główne wejście jest bardziej zachęcające, więc mieszkańcy faktycznie ruszyli na ścieżkę zdrowia: pieszo, na łyżwach, na nartach, z dziećmi i z psami na spacerek:


Podstawowym środkiem do poruszania się po zatoce są jednak sanki. Inne niż u nas, tutaj służą do poruszania się również po mieście zimą. Różnica polega też na tym, że nie siedzi się na nich tylko stoi; jadąc jak na hulajnodze oraz na tym, że tutejsze są przystosowane także dla dorosłych. Zwłaszcza sprawne, starsze osoby z nich korzystają np. robiąc zakupy.
Na zdjęciu wypożyczalnia sanek. Coś jak u nas rowery miejskie, z tą różnicą, że wypożycza się sanki po prostu je biorąc. Nie trzeba się rejestrować, ani uiszczać żadnych opłat.

W sekrecie powiem Wam, że teraz tzn. po powrocie też się odważyłam. Byliśmy na sankach i jeździliśmy po morzu!!!

niedziela, 18 grudnia 2016

"Magia" Świąt

Dzisiaj nie będzie na wesoło. Długo zastanawiałam się, czy o tym pisać. Czy warto odczarowywać „magię” świąt tuż przed świętami, albo robić z siebie bidulkę. Chcę Was o coś jednak poprosić pokazując mój przykład (prośba jest na końcu).

Od 9 lat mam taką sytuację rodzinną, że nie mogę spędzać Świąt z moimi rodzicami, ani rodzeństwem, bo mieszkają za granicą. Spędzam je w domu babci, z Babcią i rodziną cioci. Na początku byłam z tego zadowolona, bo było całkiem przyjemnie. Pamiętam moje pierwsze Święta po przyjeździe ze Stanów. Zaczęłam pracę w grudniu, nie miałam urlopu, więc pracowałam w Wigilię, na szczęście zdążyłam na kolację 250 km dalej! Nie mogłam tamtego roku wziąć udziału w przygotowaniach, za to zrobiłam wszystkim prezenty. Sama prezentu nie dostałam, ale wtedy w ogóle mi to nie przeszkadzało. Cieszyłam się, że mam rodzinę i to było dla mnie prezentem. Byłam szczęśliwa i wdzięczna, za ten wspólny czas.

W kolejnych latach kontynuowałam robienie prezentów dla wszystkich, a wszyscy kontynuowali nie robienie ich dla mnie.

Z kolei do wujka, który spędzał Wigilię u siebie w domu dzwoniłam z życzeniami w Boże Narodzenie. Zawsze odbierała moja siostra cioteczna. Dorośli nigdy. Jeśli tej dziewczynki nie było w domu – telefonu nie odbierano. W zeszłym roku przestałam dzwonić.

Nie jestem też zapraszana przez ciocię, ani wujka na kolejne dni świąt. Czasem zapraszał mnie mój brat cioteczny i to było b. fajne i bardzo te zaproszenia doceniam.

Po trzech, może czterech latach, zaczęłam czuć, że jest mi dziwnie nieprzyjemnie. Takie uczucie, że choć nie robię nic nadzwyczajnego to jakoś przeszkadzam. Nie wiem, czy znacie wrażenie bycia niewidzialnym? Niby jesteś w towarzystwie, ale nikt cię o nic nie zapyta, nikt nic do ciebie nie powie, jak ty coś powiesz, to się okazuje, że i tak rozmowa już toczy się gdzie indziej.

Wyczuwałam napięcie. Mam wrażenie, że oni się boją. Boją się, że kiedy nie będzie Babci to będą musieli mnie zapraszać na Wigilię, bo jestem sama i na wszelki wypadek już teraz wolą zwiększyć dystans. Nie wiedzą jednak, że już dawno – tzn. wtedy, kiedy uświadomiłam sobie, dlaczego tak dziwnie się czuję i skąd u nich to napięcie – postanowiłam, że jak się skończy formuła świąt z Babcią to ja nie będę przyjeżdżała.

W zeszłym roku na Święta przyjechał T. Mamy tutaj taki zwyczaj, że w Wigilię przychodzimy wcześniej do Babci i lepimy razem pierogi. Nas dość nieprzyjemnie odpędzono od stołu, nie chciano naszej pomocy. Przez kilka godzin, które tam spędziliśmy nikt się do T. nie odezwał. Ja się starałam zagajać jakieś tematy, ale poza odpowiadaniem krótko na moje pytania w stylu tak/nie/nie wiem – też nic. Rozumiem, że bariera językowa może usztywniać kontakt, ale były też osoby, które znają dobrze angielski – one wykazały się „hi” i „bye”. Towarzystwo się nieco rozkręciło kiedy T. zaproponował otworzenie prezentów, a ja dostałam plik zdjęć od początku naszej znajomości. Trochę więc wujek go zagadnął o rybach w Szwecji, bo były zdjęcia z naszych połowów. 

Wtedy też kuzyn poszedł do auta i przyniósł dla nas czekoladki. Rozumiem, że nie mogły od razu leżeć pod choinką, bo na wszelki wypadek, gdybyśmy nic nie mieli dla nich - to oni też by nam tych czekoladek nie musieli dawać.

Miesiąc temu ciocia podarowała mi pościel; tzn. nie dała jej mi, tylko zostawiła u Babci. Zadzwoniłam podziękować i zapytałam z jakiej to okazji. Powiedziała, że ja ich zawsze zaskakuję prezentami pod choinką (uściślając - 9 lat z rzędu ich zaskakuję), a ona jak wszyscy wiedzą nie ma zwyczaju dawać prezentów w święta, więc daje mi teraz (czyli rok po świętach). W sumie fajnie, pościel jest ładna. Przekaz zrozumiałam.

W tym roku Babcia jest chora. Trudno powiedzieć, czy jej się poprawi do świąt. Wczoraj rozmawiałyśmy z wujkiem (tzn. ja i Babcia), który powiedział, że jak babcia będzie „w takim stanie to ciotka ma 6 osób, to zrobi Wigilię dla swojej rodziny, ty mamo pójdziesz do nas, no a Magda no… jest sama”.  Ta „Magda” brała udział w tej rozmowie trzech osób – trudno w takim tłumie jej nie zauważyć, ale nic to – on zorganizował mi Święta – ja będę sama. Mógł przynajmniej z grzeczności jakoś tak zupełnie niezobowiązująco mnie zaprosić… Chociaż z drugiej strony… ja go trochę jednak rozumiem - nie miał pewności, czy odmówię, więc po ludzku się bał...

Magda akurat nie będzie sama, tylko będzie z T., a to był przykład chrześcijańskiej miłości bliźniego dla zaawansowanych. Bo jedną rzeczą jest zostawianie pustego nakrycia dla potrzebującego, ale już zupełnie inną jest przyjęcie tego potrzebującego.

Dodam, że to nie jest rodzina patologiczna w powszechnym tego słowa znaczeniu: nie występuje problem uzależnień, wszyscy mają przyjemną pracę, ładne ubrania, raczej nikomu nie brakuje pieniędzy, dodatkowo wszyscy wierzący katolicy (ciocia nawet tak bardzo poważnie podchodzi do spraw wiary, że jak wujek zadzwonił dzisiaj zapytać, czy mogłaby przyjść po południu do mamy (Babcia leży od kilku dni i nie może chodzić), bo on jest od rana, ale musi wyjść,  a ja byłam wczoraj cały dzień – to powiedziała, że nie da rady, bo ma na 19.00 rekolekcje!). 

Trochę się poużalałam, ale nie proszę o współczucie, bo ono sprawiłoby mi raczej przykrość, natomiast chciałam Was poprosić, że jeśli  macie kogoś takiego „na dostawkę” na Wigilii – to bądźcie dla niego mili, pogadajcie, niech czuje się z Wami dobrze.

A jak ktoś nie chce być na dostawkę to niech wpada do nas. Będą polsko-szwedzkie pyszności i nasze towarzystwo.

p.s. 
Święta jednak odbyły się u Babci, czułam się znacznie przyjemniej niż rok wcześniej, a T. miał wielu rozmówców. Może choroba Buni i rozwód mojego brata ciotecznego uświadomiły nam wszystkim jak ulotne są to chwile i jak niewiele brakuje, aby się skończyły.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Zorza

W piątek po raz pierwszy w życiu widziałam zorzę polarną. To jedna z atrakcji, którą Północ ma do zaoferowania w mrocznych, jesienno-zimowych miesiącach. W pierwszym tygodniu po moim przyjeździe trochę na nią "polowaliśmy" i chodziliśmy na spacery wieczorem, ale wtedy się nie pokazała, myślę, że było po prostu pochmurno, bo wtedy prawie codziennie padał śnieg.
W drugim tygodniu chyba tylko 2 razy byliśmy wieczorem na spacerze (było znacznie zimniej), niebo było idealnie czyste, mnóstwo gwiazd i też nic.
Aż tu w piątek zgasiłam światło i zobaczyłam tańczący zielony wiatr, który rozchodził się po niebie.
Nie trzeba było marznąć, mieliśmy idealny widok z okna.
Chciałam zrobić fotkę albo nagrać, niestety wyszła ciemność.
A może jest to zjawisko, które trzeba zobaczyć, rozmarzyć się i rozkoszować nim, zamiast patrzeć w obiektyw i koncentrować się na robieniu zdjęć.
Zdjęcia zorzy krążą po necie, co oznacza, że profesjonaliści nie mają problemów uchwyceniem tego ulotnego widowiska.
Zobaczyłam zorzę po 2 tygodniach tutaj - wniosek z tego taki, że jak już do nas jechać to co najmniej na 2 tygodnie i wtedy na pewno któregoś dnia się pokaże :)
A tymczasem ja dzisiaj mówię - widziałam już wszystko - mogę wracać.
Trzymajcie kciuki za moją podróż, którą wieczorem rozpoczynam, oby tym razem nie było opóźnień :)


piątek, 9 grudnia 2016

Blog kulinarny

Wspólne mieszkanie sprawia, że trochę się tej drugiej osoby jednak uczymy. Nieraz dowiadujemy się rzeczy szokujących, takich, których nigdy byśmy się nie spodziewali dowiedzieć, albo nie mielibyśmy szansy ich zaobserwować inaczej niż mieszkając razem...

Wczoraj zapytałam T. jakie mięso najbardziej lubi, a on długo się nie zastanawiając powiedział: ja przecież jestem wegetarianinem! Zmieszałam się na te słowa, chwilę odczekałam, żeby się upewnić, że to nie żart. Ale jak to mówią, co się usłyszało, tego się już nieodsłyszy.

Dokonał tego kaming ałtu w czasie kolacji, na którą akurat jedliśmy naprawdę pyszne, wegetariańskie placuszki z kurczakiem ☺

Ponieważ nie zdecydowałam jeszcze, czy mój blog będzie modowy, czy kulinarny załączam zdjęcie i przepis. Endżoj!

Wegetariańskie placuszki z kurczakiem i warzywami

  • filet z kurczaka
  • cukinia
  • mała papryka 
  • cebula
  • natka pietruszki
  • 150 g żółtego sera
  • mała kukurydza
  • 2 jajka
  •   szkl. mąki ziemniaczanej
  •  sól, zioła włoski (np. mieszanka do pizzy), pieprz, słodka papryka 
Kurczaka pokroić w drobną kostkę, posypać ziołami, wstawić na 1/2 godz. do lodówki. Warzywa różnież pokroić w kostkę, dodać jajka, mąkę i wszystko wymieszać z mięsem. Kłaść po łyżce masy na rozgrzany tłuszcz i smażyć na rumiano z obu stron.

czwartek, 8 grudnia 2016

Pralnia

Dzisiaj postanowiłam być dobrą housewife i zrobiłam pranie. Część z Was wie (bo czytała te same książki, co ja), że w Szwecji w blokach mieszkalnych są pralnie i że pralnia to instytucja sama w sobie :)

Aby zrobić pranie wzięłam wczoraj specjalny kluczyk i zeszłam na dół, aby przestawić nasz numerek na kalendarzu pralnianym z opcji parking na konkretną datę i godzinę. Przy okazji zauważyłam, że ludzie parkują te numery wg kolejności, a nasza 18-tka była zaparkowana pod 4, pewnie czwórkę musiało to zaskoczyć :)

Pralnię rezerwuje się na 5 godzin. Wybrałam dziś 7-12.

Wiadomo, że o 7.00 tam nie dotarłam, bo wstaję o świcie, czyli o 8.00 ;)

Jak już dotarłam zobaczyłam, że na jednym z blatów leży niebieska torba IKEA z praniem w środku. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pomyślałam, że jakiś gapa zapomniał wczoraj zabrać swoich rzeczy i że pewno z tego powodu pojawi się "nienawistna karteczka" i że już nie mogę się tego doczekać, bo jeszcze nigdy jej nie widziałam.

Kiedy wszystko się ładnie uprało trochę rzeczy uprasowałam (warto dodać, że w pralni są też dostępne: suszarki, magiel, żelazko, wieszaki), resztę przełożyłam do suszarki i wróciłam na kawę.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy zeszłam po rzeczy z suszarki i zobaczyłam światło w tamtej części korytarza. W dodatku okazało się, że nie tylko światło się pojawiło, ale ktoś w najlepsze prał te rzeczy z niebieskiej torby. W moim czasie!!! Kiedy moje rzeczy były w drugim pomieszczeniu!
No powiem Wam, że mnie to wkurzyło. Ta osoba musiała zacząć pranie ok. 10.00, czyli na 2 godz. przed końcem mojego czasu. Poza tym jak na Szweda to jakiś freak, bo który normalny Szwed ryzykowałby niepotrzebną interakcję?

Zabrałam swoje rzeczy i po powrocie od razu napisałam do T., że padłam ofiarą przestępstwa, bo tak nie wolno i mi się to nie podoba, i że mam bad hair day i co by było gdyby ktoś mnie tak zobaczył? A on uspokajająco, że prawdopodobnie ktoś zauważył, że prać skończyłam i że może tu są inne zwyczaje, a my jesteśmy nowi i ich nie znamy.

W każdym razie stanęło na tym, że napiszę "nienawistną karteczkę", że z niepokojem zauważyłam w naszej pralni brak szacunku dla ogólnie obowiązujących zasad. Nie wiem, jakie tutaj są zwyczaje, bo jestem nowa, ale w książkach czytałam, że czas pralniany jest święty i proszę o jego przestrzeganie, przynajmniej wtedy, kiedy 18-tka ma rezerwację!!!

T. się nabija i mówi, żebym napisała po szwedzku, żeby starsi też zrozumieli ;)